Siasia - 2010-06-18 21:02:23

Jak postępować w przypadku, gdy rodzice nie chcą, by ich córka wstąpiła do zakonu? A może chcielibyście podzielić się jakimiś własnymi doświadczeniami? Zapraszam :)

Ps. Mam nadzieję, że jeszcze takiego wątku nie było, a jeśli jednak był to poinformujcie mnie ;)

Służebnica Pana - 2010-06-18 22:07:20

Moim zdaniem z rodzicami jest tak, że oni chcą dla dzieci jak najlepiej chcą żeby były szczęśliwe i trudno jest pogodzić się im z tym, że ich dziecko wybiera drogę zakonną. Bo jak to można być szczęśliwym będąc w zakonie? A rodzice moją inną przyszłość dla swojego dziecka typu dom rodzina. Początki gdy powie się im o tym, że chce się podjąć życie zakonne mogą być trudne, ale z czasem gdy zobaczą, że ich dziecko na prawde jest tam szczęśliwe godzą się z tą myślą. Choć nie we wszystkich przypadkach tak jest. Jeśli jest się z dość pobożnej rodziny to nawet taka wiadomość sprawia rodzicom radość ale to zależy od rodziców ; )
Sama niedługo będę musiała porozmawiać o mojej decyzji z rodzicami, że już rozeznałam i podjęłam decyzję. Nie mam pojęcia jak się zabrać do tej rozmowy, bo wiem, że nie będzie łatwo jeszcze jak byłam w gimnazjum to mówiłam mamie o zakonie ale to jeszcze nie było tak na poważnie ale mama już płakała, więc nie wiem co będzie teraz. Ja już mam zaplanowaną przyszłość, mam już wybranego męża teraz mama już chce mi dom kupić, nawet studia mi wybiera, ciężko troche, ale ufam, że Pan da mi odpowiedni moment by powiedzieć o tym wszystkim rodzicom.

Rita - 2010-06-18 22:26:53

Rodzice zawsze chcą dobrze... na pewno jest to niemałym szokiem gdy dziecko przychodzi i mówi: ,,Mamo, tato, chcę iść do klasztoru".
Moi rodzice nigdy nie zabraniali mi jeździć na rekolekcje, mam stały kontakt z Siostrami... i choć nigdy wprost mi tego nie powiedzieli, to wiem, że spodziewali się, że po maturze mogę ,,wywinąć im numer" z klasztorem... A na pewno po studiach :P Teraz już nie czują pewnie takiej presji, bo chociaż z Siostrami mam wciąż do czynienia to jednak wszystko przybrało niespodziewany obrót... I póki co wstąpienia do klasztoru nie planuję. Po raz kolejny potwierdziło się to, że nie można niczego z góry zakładać, wszystko się może zdarzyć, nie warto niczego przekreślać już na samym początku i nigdy nic nie wiadomo.
Z pewnością rodzice "coś podejrzewają" kiedy dziecko jest blisko Kościoła, jeździ na rekolekcje czy skupienia... Obawiają się że dziecko "zmarnuje sobie życie", że nie da rady, czasem jest to spowodowane tym że właściwie nie wiedzą, co wybiera ich dziecko. Bo zakon nadal kojarzy się dość "średniowiecznie" (nie obrażając średniowiecza, bo to bardzo postępowa epoka była ;) ): surowość, sztywne reguły, brak zrozumienia dla problemów ludzi, ciągłe modlitwy i marnowanie życia.
Ale jeśli Pan Jezus daje łaskę powołania do zakonu to da również siłę do realizacji tego planu.

Pamietam o wszystkich w modlitwie :)

boza_tancerka - 2010-06-19 13:41:02

jeśli rodzice nie chcą i na dodatek nie lubią sióstr, jak w moim przypadku, to najlepiej zachować spokój, ja tak zrobiłam i rodzice widzą, że podchodzę do mojej decyzji sercem i rozumem, a nie emocjami,które wydawałyby im się niepewne. Nie akceptują mojej decyzji, ale nie zabraniają jakoś ostro, bo widzą, że jestem dorosła a ostatnio dostałam propozycję pracy w moim zawodzie, więc już całkowicie widzą, że dorosłam.

siostrzyczka - 2010-06-19 18:42:16

ja miałam już dziesiątki takich rozmów z rodzicami, choć nigdy ich nie planowałam... Pierwsza miała miejsce w I klasie gimnazjum i ta była chyba najgorsza, bo wtedy rodzice w ogóle nie spodziewali się jakie mam plany... a ja mimo że przede mną było jeszcze tyle czasu, tyle rozeznawania, mimo że wszystko mogło się jeszcze setki razy zmienić nie potrafiłam ich okłamać i się przyznałam... Choć potem przychodziły chwile kiedy tego żałowałam... Teraz wiem że to dobrze że taka sytuacja wniknęła tak szybko... Teraz takie rozmowy mają miejsce często, ostatnia odbyła się jakieś 2 tygodnie temu... teraz moi rodzice już naprawdę się o mnie boją... widzą że to że na początku nie puszczali mnie na nic co jest związane z siostrami nic nie dało... widzą że mijają lata a moja decyzja się nie zmienia... wiedzą że w sumie został mi rok na decyzję... i dopiero teraz tak naprawdę zaczęło to wszystko do nich docierać... doszło do tego że w ostatniej rozmowie stwierdzili że oni mi będą płacić za studia zaoczne i wtedy będę mogła pozostały czas spędzać gdzie będę chciała i będę mogła non stop pracować w oratorium, wśród sióstr itp. mimo że minęło już tyle czasu ich stanowisko w sumie się nie zmieniło... tzn. stanowisko mojego taty zmieniło się in plus ale i tak gdy moja mama jest w pobliżu to nie potrafi wyrazić swojego zdania i zgadza się ze wszystkim co powie moja mama... wiem że za rok będę musiała się im sprzeciwić wstępując do Zgromadzenia... nie wiem ile czasu zajmie im pogodzenie się z tym... jak będą potem wyglądały nasze relacje... ale wiem że Bóg da mi na tyle siły by to znieść, przyjąć... "Wszystko mogę w tym który mnie umacnia"... Czasami ta decyzja jawi się jako wybór  między miłością a MIŁOŚCIĄ... trzeba wybrać Tą większą... :) ale to o co trzeba walczyć daje potem większą radość i satysfakcję ;)

dzidziuś - 2010-09-09 17:28:15

ja sama byłam tak jakby po stronie "rodziców" a mianowicie.. kiedy moja siostra wstępowała do klasztoru ja bardzo się temu sprzeciwiałam (czego naprawdę dziś żałuję). i własnie moze dlatego jestem w stanie zrozumieć ból rodziców.. oni wiadomo- wybrali sobie inną drogę niż Wy. razem z Mężem, rodziną... i po prostu oni nie rozumieją jak można odnaleźć radość kiedy jest się w klasztorze. Oni kiedy widzą swojego współmałżonka, szczęśliwe dzieci też chcą tego samego dla nas. wiem, że może to dziwnie zabrzmi co napiszę, ale jeśli ktoś wychodzi za mąż to nie znaczy, że nie kocha już Boga, przecież małżeństwa są też wspaniałym wzorem jak można kochać żonę/męża oraz Boga, ale oni poprostu kochają go inaczej niż ci wszyscy, którzy chcą /myślą o klasztorze i chcą w nim poświęcić swe życie tylko dla Niego :tak: +
tak więc Wy (piszę narazie do Was, a nie do NAS, bo jeśli chodzi o mnie to długa droga :P ) Moje Drogie módlcie się o łaskę dla Waszych rodziców, rodzeństwa, najbliższym, bo im też jest trudno. Mimo wszystko jednak nie chcę Was zniechęcać, wręcz przeciwnie. wiem, że może ktoś mi może zarzucić, że co ja wiem o powołaniu do zakonu. ale jeśli czujecie Ten Głos w swoim sercu to nie lękacje się i jeśli już poznałyście tę Wielką Miłość to Uwierzcie Jej. Nie lękacje się !
Jak już mówiłam, ze mną było tak samo- najpierw nie nie nie! później trochę "zmiękłam" :angel: ale na szczęście (pozwolę sobie zacytować)
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.

Effatha - 2010-09-09 21:31:27

Ja uważam, że rodzicom trzeba dać czas na oswojenie się z decyzją. Nie należy powiedziec im tuż przed samym wstapieniem, bo to dla nich szok... Moi rodzice wiedzieli o mojej decyzji 1,5 roku przed wstąpieniem. Trochę to im pomogło, wiedzieli na co sie zdecydowałam. Kiedy dostałam list, że zostałąm przyjęta do zgromadzenia, mama mi powiedziała, ze miała nadzieję, że mnie nie przyjmą i jest to moje zycie, więc mam je układac tak bym była szcześliwa. I tak jest do tej pory;)

Marzenak - 2010-09-10 06:49:44

Trudno jest okreslic czy lepiej mowic rodzicom duzo wczesniej,czy przed wstapieniem.
Z mojego rodzinnego doswiadczenia wiem,ze kazdy rodzic nawet ten co jest na tak potrzebuje czasu by decyzje swojego dziecka w pelni zaakceptowac.
Trzeba wiele modlitwy i ufnosci w Boza Moc.
I za Dzidziusiem powiem dziewczyny i chlopaki jesli czujecie powolanie do zycia we wspolnocie zakonnej to realizujcie to pragnienie bycia dla Pana,polecajcie Bogu swoich bliskich by byli z Wami szczesliwi.

Rita - 2010-09-10 11:16:59

dzidziuś napisał:

wiem, że może to dziwnie zabrzmi co napiszę, ale jeśli ktoś wychodzi za mąż to nie znaczy, że nie kocha już Boga, przecież małżeństwa są też wspaniałym wzorem jak można kochać żonę/męża oraz Boga, ale oni poprostu kochają go inaczej niż ci wszyscy, którzy chcą /myślą o klasztorze i chcą w nim poświęcić swe życie tylko dla Niego :tak:

To akurat nie jest dziwne, potrzebni są i święci kapłani, zakonnicy i zakonnice, ale czasem jest tak że maja problem z akceptacją w środowisku w jakim zyja... I tu potrzebne są święte i katolickie małżeństwa, ktore przykładem swojego życia ukazują że w małżeństwie tez jest miejsce dla Pana Boga, że można Go odnaleźć w codziennym zabieganiu i zycie w małźeństwie to również słuzba.

dzidziuś - 2010-09-10 15:45:27

tak tak ja też chciałam napisać, że w Kościele również muszą być małżeństwa, tylko miałam na myśli to, że oni mogą czasem pojmować inaczej "wiarę w Boga" (inaczej nie znaczy gorzej czy mniej). dla nich wiara może objawiać się w wierności swemu małżonkowi.
może po prostu źle w słowa ubrałam :)

Lusi - 2010-09-11 16:51:55

Wiadomo, rodzice pragną naszego szczęścia i czasem trudno jest im się pogodzić z tym, że dla ich dziecka SZCZĘŚCIEM jest inna droga niż życie rodzinne.Moi rodzice od dłuższego czasu wiedzą o tym, że istnieje możliwość, że moim powołaniem jest życie zakonne. Na początku było ciężko, był bunt, niedowierzanie, krytyka i szukanie argumentów że się nie nadaję, ale z biegiem czasu widzę że wszystko się zmienia. Mam wrażenie, że oni widząc jak ja się zmieniam, dorastam, jak dla mnie jest to ważne, powoli oswajają się z tą myślą. Patrzą już inaczej, można nawet powiedzieć bardziej poważnie. Nie wiem jak ostatecznie potoczą się moje losy, ale mam nadzieję, że rodzice w pełni zaakceptują mój wybór.  Cieszę się, że im o tym powiedziałam:)

Ania - 2010-09-11 18:01:51

ja jeszcze nie powiedziałam i wolę nie myśleć co wtedy będzie się działo :(
modlę się, by rodzice zrozumieli moją decyzję. planuję wstąpić dopiero po studiach (chyba, że Pan poprowadzi inaczej...), więc jeszcze szmat czasu, ale myślę, że z szacunku do nich wypadałoby powiedzieć już w klasie maturalnej, że, owszem, idę na studia, ale później wybieram inną drogę... kierunek, na który chciałabym się dostać jest postrzegany raczej jako prestiżowy, po którym do kieszeni płyną duże pieniążki - obawiam się, że to będzie dodatkowy minus dla nich, świadome ubóstwo. trochę znam swoich rodziców i o ile mama pewnie by to przetrawiła, to tata czasami przez lata potrafi manifestować swoje oburzenie, a nigdy nie była to sprawa takiej wagi ;/ liczę po cichu, że zaczną się powoli domyślać, widząc moją 'aktywność katolicką', poobdzierane nogi po pielgrzymce i jednoczesny banan na buzi. w moim życiu na pierwszym miejscu jest Bóg i nie mogę pozostać głucha na jego wezwanie, ale bardzo chciałabym, by rodzice zrozumieli i przynajmniej z jakimś tam stopniu zaakceptowali drogę, którą chcę obrać. bez tego będzie mi bardzo trudno...

Lusi - 2010-09-11 18:16:03

Dokładnie Cię rozumiem, przede mną też jeszcze długa droga i dość podobna sytuacja. Ja również podjęłam studia ale mimo wszystko chciałam żeby wiedzieli wcześniej. Teraz widzę że to była dobra decyzja:)

dzidziuś - 2010-09-11 18:36:24

cieszę się dziewczyny, że wiecie czego chcecie i będę pamiętać o Was i Waszych rodzicach w modlitwie :)

Emilia - 2010-09-13 16:34:50

U mnie to było tak, że jak rodzicom powiedziałam (po jakiś 4 miesiącach odczucia tej, jak to wtedy nazywałam, chęci - powiedziałam im zaraz po tym jak pogadałam z księdzem) to mnie wyśmiali... Przedtem moją wielką pobożność tłumaczyli: ,,przystojny ministrant pewnie". :D Tata jakiś czas ze mną nie rozmawiał, Mama nie chciała tego przyjąć... Ogólnie trochę mnie odrzucili... Ale już rok i 9 miesięcy mam to powołanie, nie ukrywam, że rodzinie się to nie podoba za bardzo, ale jest lepiej. Ale jak człowiek jest rzeczywiście powołany to otrzymuje od Boga takie łaski, że te problemy są naprawdę niczym. ;)

lenka16 - 2011-01-21 09:49:54

Ja również czuję lekki strach przed tą rozmową z moją mamą. Ona bardzo często powtarzała mi, że żyje przede wszystkim dla mnie. Pamiętam, że rok temu odbyła się między nami taka wymiana zdań na temat zakonu. Zapytałam niby od niechcenia co by zrobiła gdybym chciała wstąpić do zakonu. Powiedziała wtedy:"A co miałabym zrobić? Miałabym walczyć z czymś co już odgórnie zostało ustalone? Miałabym walczyć z Bogiem?"
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Wyrwało mi się wtedy: "Taak?" a mama spojrzała na mnie z niepokojem w oczach. Szybko zmieniłam temat.

Proszę Pana Jezusa o to żeby miała szczęśliwe życie i kogoś kto się nią zaopiekuje. W to, że "tym kimś" będzie tata, niestety już dawno zwątpiłam.

sanderka1000 - 2011-01-21 10:15:36

lenko, czytając Twój post to głowy wpadł mi taki fragment "Ufaj Mu, a wszystko odmieni się na dobre" :) Nie wiem dlaczego taki i nie wiem dlaczego akurat wtedy, ale pomyślałam, że skoro już mi tak wpadło to się podzielę ;)

Marzenak - 2011-01-21 11:56:15

Lenko,Twoja Mamusia to bardzo madra kobieta.Piekne,ale i dosadne slowa padly z Jej ust.
Po co walczyc z Bogiem,kiedy mozna sie zdac na Jego milosc,ufac Panu,a On przyjdzie z ukojeniem.Wierz mi wiem co mowie......

lenka16 - 2011-01-21 14:02:05

Macie rację. Ufność, ufność i jeszcze raz ufność :)
Pan pewnie da odwagę i sam to wszystko poukłada.

Dziękuję :)

Służebnica Pana - 2011-01-22 17:23:13

Wiecie co... ja im bliżej jestem podjęcia decyzji tym bardziej nie wiem jak powiedzieć o tym rodzicom... to nie jest takie łatwe strasznie się boję bo nawet nie wiem co powiedzieć ufać owszem ufam ale boje się nie wiem jak im o tym powiem. Łatwo jest pisać udzielać porad itp ale jak przychodzi co do czego to wcale nie jest łatwo ech życie

proszę o modlitwę o odwagę

Marzenak - 2011-01-22 18:40:31

Olucha odwagi Pan jest z Toba

siostrzyczka - 2011-01-22 20:25:59

służebnico, nie przejmuj się, On tak tym poprowadzi, że zdziwisz się jakie ma sposoby żeby rozwiązać ten problem... "nie martwcie się przedtem co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić ale Duch Święty." (Mk13,11) Zaufaj, a On zrobi co trzeba, a ty będziesz szczęśliwa że masz tą rozmowę już za sobą ;)

sanderka1000 - 2011-01-22 22:41:43

Służebnico, najgorsze jest przełamanie tych pierwszych lodów. Jak zaczniesz to myślę, że już samo poleci ;) Ale musisz zrobić ten pierwszy, najważniejszy krok ;) Powodzenia życzę i będę pamiętać! :)

dzidziuś - 2011-01-24 11:23:15

będę pamiętać w modlitwie! :)

Służebnica Pana - 2011-01-26 19:20:51

Dziękuję Wam wszystkim za to wsparcie!
Myślę, że na ten krok odważę się dopiero po maturze. :)

siostrzyczka - 2011-01-26 23:08:49

moi rodzice co prawda od dawna wiedzą o moim powołaniu, ale nigdy się na nie nie zgadzali i dlatego wiedziałam że niedługo będę musiała uświadomić im że podjęłam ostateczną decyzję i miałam zamiar zrobić to właśnie po maturze tak jak ty służebnico... jednak wiedziałam że będzie mi ciężko się za to zabrać dlatego planowałam wysłać im list z takim pięknym opowiadaniem o powołaniu i w ten sposób sprowokować rozmowę o powołaniu... co prawda mimo że do matury jeszcze kilka miesięcy, u mnie wszystko potoczyło się jakoś samo (i o dziwo po 5 latach moi rodzice wreszcie moją decyzję zaakceptowali), więc nie wykorzystam tego sposobu, ale może tobie w jakiś sposób to opowiadanie pomoże... :)


NA SKRZYDŁACH POWOŁANIA
     Kiedy jeszcze nie było ziemi, wszystkie ptaki żyły w Krainie Miłości. Powiedzmy od razu dokładniej: wszystkie ptaki były w Krainie Miłości, bo o prawdziwym życiu, do którego istoty należy świadomość, nie miały najmniejszego pojęcia.
     Pewnego dnia Król owej Krainy postanowił wzbudzić w ptakach życie. Długo patrzył na każdego, cieszył sie rozmaitością kształtów i barw, wreszcie czule dotykał ich skrzydeł. Na skutek tego dotknięcia skrzydła się rozpościerały i w ptakach budziło się życie. Poczucie nieograniczonego szczęścia wypełniało ich dusze. W Krainie Miłości było po prostu cudownie, każdy czuł się jak w domu, jak w najlepszej rodzinie. Król troszczył się nie tylko o odpowiedni pokarm, ale i o to, by każdy miał uczucie bycia u siebie, tak potrzebne dla zdrowego wzrostu i dla podjęcia ciężaru życia.
     Pod bacznym okiem Króla ptaki próbowały pierwszych lotów. Umiejętne korzystanie ze skrzydeł nie jest takie proste, jak się wydaje. Ptaki uczyły się odpowiedniego do chwilowego wiatru ustawienia swego ciała, aby ten nie był ich przeciwnikiem, lecz sprzymierzeńcem. Ćwiczyły lądowanie, aby osiągnięcie zamierzonego celu nie było szczęśliwym przypadkiem, ale czymś oczywistym. Postępy w sztuce latania dawały im poczucie radości, bo przecież zostały stworzone i żyły po to, aby latać.
     W dniu, w którym wszystkie ptaki doskonale opanowały sztukę latania, Król zwołał wielkie zgromadzenie:
- Długo żyłyście w mojej Krainie. Nauczyłem was sztuki latnia i troszczenia się o pokarm. Teraz jesteście wolne! Możecie lecieć, dokąd tylko chcecie! Wasza podróż będzie piękną, ale i niebezpieczną przygodą.
- Tutaj jest nasze szczęście! Tutaj jest nasza Ojczyzna! Dlaczego musimy stąd odlecieć? – dały się słyszeć głosy z wielkiego zgromadzenia ptaków.
- Do tej pory byłyście w Krainie Miłości! Obdarzyłem was wolnością po to, aby każdy z własnej woli mógł do niej wrócić, bo tutaj jest wasza prawdziwa ojczyzna, wasz prawdziwy dom. W wasze serca włożyłem tęsknotę, aby nie ustało w was pragnienie za tą Krainą, by nikt nie zapomniał, gdzie naprawdę był u siebie. Opiewajcie waszymi pięknymi głosami to miejsce! Szczęśliwego lotu!
     Król na pożegnanie dotykał jeszcze raz skrzydła każdego ptaka i każdemu coś jeszcze szeptał na drogę. Wreszcie zostało przy nim niewielkie stado.
- Dla was mam szczególne zadanie! – głos Króla brzmiał tajemniczo. – Liczę na was, na waszą pomoc. Ci, którzy przed wami poderwali się do lotu, będą przeżywać w Krainie Wolności ciężkie chwile, bo nic nie jest tak trudne, jak życie w wolności. Nie są jeszcze tego świadomi. Nie mają żadnego doświadczenia wolności, dlatego ostrzeżenia czy wyjaśnienia nie mają dla nich dzisiaj żadnego znaczenia. Same muszą poznać cenę i smak wolności. Do tej pory znały tylko poczucie bezpieczeństwa płynące z mojej obecności. Od dzisiaj będą zdane na własne siły, po raz pierwszy poczują, czym jest samotność. Poznają kolorowe kwiaty i zielone drzewa. To ja dla nich je stworzyłem. Zimną źródlaną wodą będą gasić pragnienie, na szczytach drzew wyśpiewywać najpiękniejsze malodie. Poznają również chłody zimy, na ich upierzenie będą padać płatki śniegu, ciemne deszczowe chmury zakryją ich oczom światło słońca. Będą budować gniazda z błota, słomy i gałązek, aby mieć odrobinę ciepła, aby przeżyć. Nie nigdy ich nie zapomnę! Nie pozostawię ich samych sobie! Nie będzie ani jednej chwili, w której nie troszczyłbym się o nie. Ale wiele z nich zapomni o mnie i moje słowa wypowiedziane na pożegnanie.
     Dlatego musicie do nich lecieć! Lećcie do tych, którzy drżą z zimna i nie wiedzą, po co mają skrzydła, ani jak z nich korzystać! Lećcie do tych, którzy pewni siebie, siedząc w usłanych gniazdach zaponinają o swoim powołaniu. Lećcie wreszcie do tych, których opuszczają siły w locie, którym grozi upadek w przepaść! Pocieszajcie ich moimi słowami, wzmacniajcie ich dusze i ciała!
- O czym mamy im opowiadać, o Królu? – zapytały jednocześnie pozostałe ptaki.
- Mówci do każdego: Król cię kocha! Patrzcie na niego tak długo, aż uwierzy i pełen odwagi i nadziei znów poderwie sie do lotu. Przed wami wielkie odpowiedzialne zadanie. Od was zależy los tych, których kocham. Nazywam was orłami, daję wam silne skrzydła, one zaniosą was bezpiecznie a po linie horyzontu. W waszych oczach będzie światło jaśniejsze od światła słońca. Nie będziecie budować gniazd na drzewie. Znajdziecie schronienie dla siebie w załamaniach niebotycznych skał. ma to głębokie znaczenie: musicie wszystkim przypominać, że są w drodze. Musicie w nich budzić tęsknotę za ojczyzną, z której wyszli i do której mają powrócić!
     Słowa Króla do głębi poruszyły serca i umysły orłów. Uczucie zachwytu i dumy z powołania mieszało się z uczuciem strachu i odpowiedzialności przed postawionym zadaniem.
- Królu, zadanie postawione przed nami jest wielkim wyróżnieniem. Każdy z nas będzie się starał sumiennie je wypełnić. Ale czy nie jesteśmy zbyt słabe? Wprawdzie dałeś nam potężne skrzydła i włożyłeś w nasze oczy Twoje światło, ale w naszych piersiach bije takie samo serce jak w piersiach tych ptaków, do których nas posyłasz, którym mamy pomagać. Każdy z nas odczuwa już teraz strach przed samotnością, każdy z nas pragnie ciepła i poczucia bezpieczeństwa – przemawiał jeden z orłów.
- Tak właśnie jest! Wasze serce niczym się nie różni od serca pozostałych ptaków. i to ma również swoje głębokie znaczenie. Gdybym wam dał inne sercem nie wypełniłybyście postawionego przed wami zadania. Opowiadałybyście pozostałym ptakom o wspaniałych rzeczach, ale one nie rozumiałyby waszej mowy. Dlatego i wy musicie zaznać uczucia strachu, musicie poznać, czym jest tęsknota i zwątpienie, wina i przebaczenie. Ten, kto nie współcierpi, nigdy nie zrozumie cierpienia drugiego. Dlatego wy, moje orły, będziecie więcej i bardziej cierpiały niż pozostałe ptaki, ponieważ będziecie bardziej świadome waszych słabości, bo w was będzie mieszkać większe niż w pozostałych pragnienie doskonałości.
     Możecie być słabe! Jest nawet konieczne, byście były świadome waszych słabości, gdyż tylko wtedy będziecie pokorne i będziecie darzyły mnie, a nie siebie, zaufaniem. Wierzcie we mnie, a wtedy nic złego wam się nie stanie!
     Po skończonym przemówieniu Król podchodził do każdego orła, patrzył mu przez chwilę w oczy i mówił:
- Na zawsze jesteś mój! – i lekkim dotknięciem wysyłał go w świat. Może zbliża się i twój czas, aby „opuścić swoje gniazdo” i wylecieć naprzeciw tajemniczej przyszłości – rozpocząć wielką „przygodę swojego powołania”. Jeśli twoi rodzice są tacy sami, jak wszyscy, na pewno są jednocześnie podekscytowani, smutni i przerażeni perspektywą wyjścia dziecka spod ich opiekuńczych skrzydeł.
     Takie uczucia rodziców doskonale znane są ornitologom badającym życie i obyczaje choćby jastrzębi wędrujących. W dzisiejszych czasach jastrzębie te budują swoje gniazda tak samo często na skałach, jak i na mostach i drapaczach chmur. Kiedy młody jastrząb uczy się sztuki latania w rejonach miejskich, ma mniej miejsca do ćwiczenia i czasami jego pierwszy lot staje się ostatnim. Przewody elektryczne, okna, ulice, chodniki nie są najlepszym miejscem do lądowania. Dla ornitologa każdy martwy młody jastrząb jest niepowetowaną stratą. Trzeba jednak uświadomić sobie, że młode jastrzębie i tak zginą, jeżeli nie nauczą się latać. W ostatecznym rozrachunku byłoby to równoznaczne z wyginięciem całego gatunku jastrzębi wędrujących. Ryzyko zawiera w sobie ewentualność porażki. Lecz gdyby nie podejmowały ryzyka – ptaki te skazane by były na pewną śmierć.
     My, ludzie, często poświęcamy wiele czasu na to, aby przygotować się do przyszłości. Lecz w końcu i tak przychodzi taki dzień, kiedy musimy zmierzyć sie z możliwością porażki.
     Myśl o tym, że może pomyliliśmy kierunek, że może nam się nie udać, nie powinna nas powstrzymywać od prób rozpościerania skrzydeł. Nawet jeśli zbłądzimy, to pamiętajmy, że jest Ktoś, kto postawi nas na nogi i wskaże drogę.
     Twoje powołanie, jak każda przygoda, stawia cię w obliczu nieznanego życia i tajemniczej przyszłości. Już sam fakt zjawienia się powołania w formie niepokojącej myśli - że już czas „wyruszyć”, niecierpliwej tęsknoty i upartego pociągu ku nieznanej osobiście drodze jest przedsmakiem - wielkiej przygody...

dzidziuś - 2011-01-27 15:28:31

siotrzyczko, ale piękne :) mam nadzieję, że Twoi rodzice zrozumieją Twoją decyzję. ja też kiedyś byłam przeciwna, a dziś uważam, że to jedna z lepszych rzeczy, która mnie spotkała :)

Służebnica Pana - 2011-01-27 23:24:28

Piękne opowiadanie :)
może skorzystam z niego ;)
dzięki!

sanderka1000 - 2011-02-08 18:32:18

bEZ sLOGANU
Może ten odcinek komuś się przyda ;)

aga_myszka - 2011-02-15 16:48:36

Mi mama postawiła warunek, że mam najpierw skończyć studia, a co zrobię później, jej już nie obchodzi. Kiedy chciałam wstąpić bezpośrednio po maturze, niewiele brakowało, żeby mnie wyrzuciła z domu, próbowała mi zabronić chodzenia na mszę świętą... Moja mama nie jest osobą wierzącą i tak naprawdę jest mi z tym bardzo trudno. Jak mam mówić o tym, co przeżywam komuś, kto nie sam nie wierzy? Na domiar złego jestem jedynaczką, a mój tata nie żyje, więc jeśli rzeczywiście pójdę do zakonu, moja mama zostanie zupełnie sama...
Na razie studiuję, tak jak chciała mama. Myśl o powołaniu jednak mnie nie opuszcza. Boję się, co będzie dalej...

Ania - 2011-02-15 19:10:44

Agnieszko, Kochana, jeśli Cię powołał to i wykombinuje jak Cię zaciągnąć do zakonu:)
Reakcja mamy jest w pewien sposób zrozumiała, zwłaszcza, że jesteś jedynaczką, a Twój tata nie żyje.... Każdy boi się samotności, to zrozumiałe, ale każdy boi się też o swoje dzieci. Twoja mama na pewno bardzo Cię kocha, a co za tym idzie troszczy się o Ciebie. Chce dla Ciebie jak najlepiej, a skoro jest osobą niewierzącą to raczej nie wie wiele o życiu zakonnym, poza stereotypami.... A co nieznane, budzi w nas lęk.... O stereotypach nie wspominam, gdyby mój obraz zakonu opierał się na stereotypach, też nie chciałabym, by moje dziecko wiodło takie życie....
Musisz przetrwać ten czas. Módl się za swoją mamę i chodź w jej intencji na Msze Święte.
Naprawdę wszystko się rozwiąże. Idź z tym do Jezusa. Często szukamy odpowiedzi i pomocy wszędzie, zapominając o Nim, a przecież kto jak nie On pomoże najlepiej :)

Trzymaj się i trwaj w Panu! ;*

sanderka1000 - 2011-03-11 16:17:20

Kolejny mądry tekst, tym razem obecnego wśród nas o.Michała ;)

...może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem (Dz 5,39)

lenka16 - 2011-03-12 08:35:36

Za niedługo skończę 17 lat, o życiu zakonnym zaczęłam rozmyślać w wieku 14 lat i zastanawiam się kiedy nadejdzie najlepszy czas żeby powiadomić mamę. Ciągle odkładam to na później myśląc sobie, że przecież to jeszcze nic takiego, że to takie niewinne marzenia. Tylko dlaczego serce tak strasznie wyrywa się do Jezusa? Czemu czuję jakieś wielkie zniecierpliwienie w sobie? Kilka miesięcy temu krzyczałam : "Nie, nie, proszę zostaw mnie w spokoju" a teraz nie potrafię, bo czuję jakby mój duch unosił się kilkanaście cm nad ziemią.. Dziwne to wszystko :)

Lusi - 2011-03-12 12:04:06

To wcale nie dziwne- to cudowne... To taki wasz czas narzeczeństwa z Jezusem. Warto dobrze to przeżyć. Serce się wyrywa bo chce przylgnąć do MIŁOŚCI. Pan Bóg ma swoje plany i ścieżki i sam pokieruje wszystkim powiesz mamie w najlepszym momencie to samo przyjdzie tylko trzeba ufać i słuchać podszeptów Ducha. Odwagi :))

lenka16 - 2011-03-12 13:31:03

Lusi, dziękuję :)
Narzeczeństwo ... pięknie to ujęłaś , aż mi się ciepło na sercu zrobiło.
Co do tego kiedy mam powiedzieć mamie ... Narzeczony się tym zajmie :)

sanderka1000 - 2011-03-12 14:58:14

Albo Narzeczony sam powie poprzez pewne sytuacje :D

A-psik - 2011-05-15 22:25:14

Moja pierwsza rozmowa z mamą (a raczej badanie gruntu) wyglądała mniej więcej tak:
- Co byś powiedziała, gdyby Twoje dziecko postanowiło wstąpić do zakonu?
- Jesteś dorosła, więc to twój wybór (wzięłam to - nieopatrznie - za dobrą monetę).

Niedługo musiałam czekać na rewizje tych słów... Akurat czytałam książkę o wdzięcznym tytule "Formacja integralna do życia w zakonie" i pokazałam go mej rodzicielce. No cóż... okazało się, że nie jest to jednak mój wybór ;) Na razie o tym nie rozmawiamy i kuszą mnie słowa mojej kumpeli, która powiadomiła swoich rodziców w dniu wyjazdu. Tymczasem moja matula mówi na rodzinnych spotkaniach, iż czeka na weselną zabawę (w sumie, tak czy siak, jej się doczeka ;) Może tylko nie takiego Zięcia będzie się spodziewała :)).

siostrzyczka - 2011-05-16 09:07:06

co do powiedzenia w dniu wyjazdu... to trzeba to dobrze wyczuc... bo słyszalam np. o dziewczynie która wiedziala że rodzice nie pochwalają jej decyzji więc w dniu czyjegośtam wesela na którym była cała rodzina, w czasie kiedy wszyscy nie bawili po prostu wyszła, poszła do domu, spakowała się, zostawiła list i pojechała do Zgromadzenia... skończyło się to tak, że jej ojciec przyjechał do tego domu zakonnego z policją... więc jak widac może się to skończyc nieciekawie... ale to wszystko zależy od rodzicow... trzeba rozeznawac... :)

anija87 - 2011-05-16 09:43:34

Dokładnie trzeba rozeznać kiedy powiedzieć rodzicom. Wiele słyszałam o tym, że dziewczyny pod nieobecność rodziców uciekają i wstępują. Ale ja jak bym coś takiego zrobiła- raczej bym już mojej rodziny na oczy nie zobaczyła...
Na szczęście moi rodzice już wiedzą. Powiedziałam im dokładnie 26 stycznia tego roku. Z mamą na początku było bardzo ciężko, bardzo płakała, ale teraz ostatnio z nią rozmawiałam i już było o wiele lepiej. No nie skakała z radości, nie cieszyła się jakoś super, ale chyba się przyzwyczaiła. Natomiast z tatą jest o wiele gorzej. Zrobił mi wielką awanturę, a teraz o tym w ogóle nie rozmawiamy- on chyba myśli, że mi przejdzie, że zapomnę.

A-psik - 2011-05-16 09:58:13

Tyle, że ja nic o ucieczce nie pisałam i do niej nie zachęcałam (ani nie zachęcam). Moja kumpela również nie wyniosła się z domu "po angielsku". Na takie świństwo jednak mnie nie stać i chyba już za stara jestem na giganty (nawet jeśli za cel obiorę klasztorne mury).

To dla mnie (tylko) jedna z opcji załatwienia drażliwego tematu...Zresztą myślę sobie, że reakcja mej mamy spowodowana była świadomością, że jeśli taką decyzję podejmę, to ją zrealizuję i będzie musiała się z nią pogodzić (jak z kierunkiem moich studiów ;)).

anija87 - 2011-05-16 10:05:41

Tak tak ja wiem, że o ucieczce nic nie pisałaś. Ja chciałam tylko powiedzieć, że są różne sposoby informowania rodziców o swojej decyzji :D
Ja się cieszę, że powiedziałam tak wczas, mimo, że było bardzo ciężko (z tatą dalej tak jest), ale jakbym powiedziała w dniu wstąpienia to chyba by było gorzej. Zwłaszcza, że ja już nie mogłam dłużej tego ukrywać i uciekać od odpowiedzi jak mama się pytała co ze studiami (mam teraz tylko licencjata)

sanderka1000 - 2011-05-16 14:16:34

A ja np. znam siostrę, która też uciekła z domu, zostawiła list i wstąpiła w dość młodym wieku. Jej rodzice byli na nią źli i z początku się w ogóle do niej nie odzywali, ale jakoś bardziej nie interweniowali. Później jednak wszystko się ułożyło i teraz są w normalnej relacji, po prostu się z tym pogodzili :)

lenka16 - 2011-05-19 17:37:01

Moja rodzina coraz częściej żartuje sobie ze mnie, że będę siostrą zakonną. Ewentualnie używają określenia "pingwinem". ;) Raz przyjechała do nas z daleka ciocia z wujkiem (których praktycznie nie znam)  i kiedy dowiedzieli się o tym, że dość blisko jestem z Kościołem i Bogiem to wręcz z cynizmem mówili: "Tak? To co? Może zakonnicą będziesz?". Nic nie odpowiedziałam ale w środku krzyczałam: "TAK!!!". Nie wiem czemu coraz częściej sobie ze mnie żartują. Może dlatego, że nie interesuje mnie to co większość moich znajomych. Na początku sama się z tych ich komentarzy śmiałam ale teraz już mnie to nie śmieszy. Ostatnio podczas Mszy Świętej kazanie miała siostra zakonna, która motywowała dziewczyny, które czują ten "cichy Głos" by się nie bały, tylko odpowiedziały. Nie dość, że walczyłam sama ze sobą, bo z jednej strony coś we mnie nie chciało do mnie dopuścić słów siostry, a z drugiej strony serce waliło mi jak młotem i każde słowo trafiało prosto do niego, to jeszcze kuzyn siedzący obok ciągle dawał mi kuksańce w bok i szczerzył się, co pewnie miało znaczyć: "Hahaha słuchaj słuchaj bo to do ciebie". Coraz częściej mam ochotę powiadomić chociażby mamę o tym, że to z czego się śmieje może się okazać prawdą... Nie wiem co robić...

Ania - 2011-05-19 18:04:51

Lenko, ściskam Cię bardzo, bardzo gorąco i pamiętam w modlitwie.

Bardzo dobrze Cię rozumiem.... Też bardzo nie lubię takich tekstów w rodzinie.... To boli, ale bądź silna :D. W końcu nie jesteś sama, Oblubieniec jest z Tobą i na lodzie Cię nie zostawi, tego jestem pewna. Ostatnio pewien ksiądz powiedział, że jeśli za nasze poglądy, naszą wiarę, poniesiemy jakieś straty, będziemy mieli kłopoty w naszym środowisku, wyśmiewanie, etc... to On to nam wynagrodzi <3.

Chyba tylko Ty znasz swoich rodziców na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy będzie najlepszy moment, by powiedzieć. Musisz to rozeznać w swoim serduchu, konsultując się z Nim :).

Wspieram modlitwą i pamiętaj, że nie jesteś sama. ;*

salli - 2011-05-19 20:42:41

Właśnie to jest takie dobre pytanie "Moje powołanie, a rodzice?". Zastanawiam się jak kiedykolwiek, komukolwiek o tym powiedzieć. Wiedzą jak narazie 4 osoby o mojej decyzji. Bałam się najbardziej powiedzieć to mojej przyjaciółce Dorocie. Ona to zniosła najgorzej. Wie że kiedyś wyjadę i boi się co dalej będzie z naszą przyjaźnią, bo jesteśmy ja siostry. Ale rodzice to już inna bajka. Śmieją się bo się nawróciłam i chodzę do kościoła nie ma codziennie, chodź by na 5 minut. Tam się wyciszam, robie się spokojniejsza. Kocham te miejsce. Ale rodzina nic nie rozumie. Nie wiedza co przeszłam na Alfie. Nawet nie chcą ze mną o tym gadać. A gdy chce z tato porozmawiać na temat , krok po kroku go wprowadzić o szybko zmienia temat. Nie lubi gadać o wierzę. Co mam zrobić? Pomóżcie!

sanderka1000 - 2011-05-19 22:12:07

Heh, na moim biurku leży czasopismo naszych franciszkańskich kleryków "Nasze życie". Akurat kiedy przeglądałam ten temat mój tata wszedł do pokoju, spojrzał na gazetę, wziął ją do ręki po czym odłożył i zapytał: "A ty co, do klasztoru się wybierasz?" Jedyne na co mnie było stać było tylko głupie "No, jasne..."

dzidziuś - 2011-05-20 14:27:31

Ja w zasadzie nie powiedziałam nikomu ze znajomych o powołaniu. Rodzina też nie wie oficjalnie, ale słyszę czasami teksty, że będę zakonnicą. Kiedyś moje koleżanki powiedziały, że ja i tak pójdę do zakonu i tak! Przeraziłam się tym trochę, bo skąd one mogą takie coś wiedzieć ?! Czasami jak się mnie ktoś pyta czy idę do zakonu, to ja właśnie odpowiadam ze śmiechem że nie, ale dziwnie się czuję, kiedy muszę trochę naginać fakty :D nie jestem chyba gotowa, aby o tym powiedzieć, mam jeszcze trochę czasu, chcę najpierw przedyskutować wszystko z Nim. :)

lenka16 - 2011-05-20 14:38:06

Aniu, ja też Cię bardzo, bardzo gorąco ściskam :D
Tak, trzeba to jakoś wytrzymać do czasu aż będę gotowa kogokolwiek poinformować o moich zamiarach :)

Zawsze jak ktoś zadaje mi pytanie czy chcę być zakonnicą to patrzę na tą osobę, nie odpowiadam i błagam w myślach żeby zmieniła temat ;)

Hebronka - 2011-05-20 15:30:01

Miałam tydzień temu na oazie takie śmieszne wydarzenie, mianowicie modlimy się i każdy mógł wypowiedzieć na głos swoją intencję, ja jako że nadal żyję wrażeniami z beatyfikacji wypowiedziałam swoją intencję - o nowe powołania zakonne i kapłańskie. W jednym z miasteczek, w którym byliśmy, był jeden kościół i pracował w nim 86letni ksiądz. Oprócz tego miał jeszcze 3 kościoły w pobliskich miasteczkach. Starszy kapłan jest sam i musi pełnić nadal swoją posługę, ale nie to jest najgorsze ... Don Albino nie ma pewności, że jeśli umrze, będzie miał go kto zastąpić ...
No i się zaczęły głupie teksty. Na szczęście nie oglądam się na innych i jestem dosyć, hmm ... asertywna ;) Więc umiem odpowiedzieć czymś więcej niż głupim uśmieszkiem, niemniej - takie teksty są denerwujące, jeśli rzeczywiście szuka się swojej drogi i myśli o wybraniu właśnie tej.

A-psik - 2011-05-22 15:39:56

Hebronka napisał:

Na szczęście nie oglądam się na innych i jestem dosyć, hmm ... asertywna ;)

Myślę, że właśnie to najbardziej przeraża naszych bliskich. Ta świadomość, że nie będą mieli wpływu na dokonany przez nas wybór i stąd reagują agresją lub ironicznymi docinkami.

annanen - 2011-08-10 17:09:46

hhm może faktycznie nie będą mieli wpływu. Tyle, że ja przez całe swoje życie nie potrafiłam postawić się rodzicom z jakimś moim konkretnym dążeniem ;[, moje plany zawsze musiły być zaakceptowane, więc jak chcę wyjechać na rekolekcje do sióstr to zamykaja mnie w domu i nawet mysz się nie wyślizgnie;[. Bardzo mnie radzice kochają, choć rozmawiam z nimi o powołaniu od 4 lat to nie widzę poprawy w ich stosunku do moich zamiarów, płaczą, krzyczą, wyciągają jakies argumenty o niewolniczej pracy i braku zrozumienia.
W mojej bliskiej rodzinie zdażyły się i powołania zakonne i kapłańskie- i próbują mnie zniechęcać jak mówią na "żywych przykładach"- tyle, że nie rozumieją, że te przykłady mnie zachęcają;]
mam 4 starszego rodzeństwa, wnuki też rodzice już mają- więc teoretycznie powinnoo być im łatwiej się pogodzić z myślą że 20% z ich dzieci chce wstąpić do zaskonu. Modlę się o Łaske dla Nich i dla mnie. Ufam, że Pan pomoże, ale łatwo nie jest. W wakacje, kiedy wracam ze studiów troche próbuja mnie swatać xD.
Najgorsze jest to że w roku akademickim przy 2 kierunkach ciężko jest wygospodarować czas na jakieś bliższe poznanie danego zgromadzenia, a w wakacje...musiałabym wychodzić przez komin ;[

szukajaca Boga - 2011-08-10 18:35:56

annanen napisał:

jak chcę wyjechać na rekolekcje do sióstr to zamykaja mnie w domu i nawet mysz się nie wyślizgnie;[. Bardzo mnie rodzice kochają[

Przepraszam Cie ale to zdanie wzajemnie sie wyklucza... Nie wiem czy napisałas to dosłownie, że Cię zamykają...?

lenka16 - 2011-08-31 07:31:10

Od dawna proszę Jezusa żeby wskazał mi zakon, w którym mam do końca swoich dni wypalać się dla Niego z miłości i od pewnego czasu zaczyna towarzyszyć mi dosyć silne przekonanie, że najlepiej odnajdę się za klauzurą. Dawniej, kiedy naszła mnie taka myśl to szybko ją odganiałam ale teraz, po dłuższym czasie, kiedy oswoiłam się z tym cichym zaproszeniem klauzura przestała mnie przerażać. Powiem więcej... zaczęła mnie przyciągać. Od kiedy zobaczyłam kilka zdjęć właśnie z zakonów klauzurowych to nawet ciężko jest mi szukać dla siebie jakiegoś czynnego zgromadzenia bo czuję, że nie tędy droga.
I właśnie w tym miejscu pojawia się jeden problem, który mnie trapi. Czy jedynaczka może zostawić swoich rodziców i na całe życie zamknąć się z dala od nich? Smutno mi kiedy pomyślę sobie, z na starość nie będzie miał kto się nimi zająć. Z drugiej strony mam nadzieję, że Bóg nie pozwoli im cierpieć z tego powodu, że odeszłam do Niego...

sanderka1000 - 2011-08-31 09:04:45

Co do tego zajmowania na starość - słyszałam, że jest tak, że jeżeli naprawdę nie ma się kto rodzicami zająć, a jest taka potrzeba to zgromadzenie wypuszcza taką siostrę do domu, aby mogła zaopiekować się swoimi rodzicami. Oczywiście zostaje tam tyle, na ile zajdzie taka potrzeba.

Nie mam pojęcia jak się ma klauzura do jedynaczek...

Aśka - 2016-01-02 12:08:36

Ja również, jak sporo osób, chcę o tym powiedzieć rodzicom dopiero po maturze :)
Myślę, że mnie zrozumieją. Mam to szczęście, że pochodzę z katolickiej rodziny. Ale takie różne docinki ze strony rodziców też nie są mi obce. Moja mama wciąż uporczywie próbuje mnie swatać z jakimiś chłopakami. A ja przy okazji takich żartów mówię im zawsze, że "ja to na pewno nie wyjdę za mąż". Oczywiście np. moja babcia kwituje taką deklarację "jo, takie co mówiły jak ty to najszybciej mężów znalazły" :D
Jednak martwi mnie najbardziej to, że będę musiała w końcu o tym powiedzieć moim przyjaciółkom. Należą do Zielonoświątkowców i zdaję sobie sprawę,że być może nie postrzegają dobrze  np. zakonnic. A jestem z nimi bardzo związana i nie wiem jak to będzie :(

sanderka1000 - 2016-01-03 08:57:40

Moi rodzice nie byli zadowoleni jak im powiedziałam (może też dlatego, że powiedziałam tydzień przed wstąpieniem :)), ale z czasem jak zaczęli poznawać mój nowy dom i siostry to zaczęli się też przekonywać. Oczywiście w dalszym ciągu mają nadzieję, że zmienię decyzję, ale w sumie to ich rozumiem ;) Jednak cieszę się z tego, że z czasem ich zdanie się zmieniło ;)

Aśka - 2016-01-03 18:49:49

O raany, tydzień przed wstąpieniem, to musi być szok dla rodziców :D

sanderka1000 - 2016-01-06 11:01:46

No, był ;) Chociaż myślałam, że nie będą aż tak zaskoczeni, bo co chwilę powtarzali, że pewnie pójdę do klasztoru... ;) A tu psikus :)

BetónovĂŠ Ĺžumpy Krupina CertifikovanĂŠ Ĺžumpy s przegrywanie vhs pojemniki usuwanie adblue new holland