Wczoraj wróciłam z tego pięknego doświadczenia.
_______________________________________________________
Tyle słów, tyle wrażeń, tyle przeżyć i pięknych zdjęć. Mogę się tym podzielić, ale najważniejsze i tak zostanie we mnie.
Jestem wielką szczęściarą. Byłam na beatyfikacji Jana Pawła II. Tylu ludzi tego pragnęło, a wypadło właśnie na mnie.
Godzina 6 nad ranem, zwarci i gotowi, pierwsze oznaki zmęczenia, stwierdzam, że słowa z discopolowej piosenki "ciało do ciała" w tym tłumie nabierają innego znaczenia, byle szybciej, byle już się to skończyło, żeby przeżyć drogę "z ziemi włoskiej do Polski", po co się tu pchałam, Forum Romanum to kupa gruzów, Koloseum się wali a ze wszystkich zwiedzanych kościołów już bardziej podoba mi się Wawel, spałabym smacznie, a nie słuchała grupy księży z Hiszpanii, obgadujących Polaków, rozumiem Was, durnie, te "Polonia" i "Polacco", skoro śmiejecie się z Polaków, to śmiejecie się też z nowego Sługi Bożego, czacie?!, jak dobrze, że załatwiłam się wcześniej, bo teraz nie miałabym szans, swoją drogą to fajne toi-toie mają ci Włosi, przydałyby się takie na Lednicy, gramy w skojarzenia z jakimś Wojtkiem z innej grupy, pchamy się, gdy ini się na nas pchają, na pewnie jest jeszcze dużo miejsc, na pewno wszyscy się zmieśmimy...
Godzina 8:30 w niedzielę 1 maja. Po ponad 10 godzinach czatowania padają słowa "Nie wpuszczają już na plac". Łzy, rozgoryczenie, "Iście, Boże, dlaczego mnie ochusiałeś?!".
- Może poczekajmy do dziewiątej ?
- Po co ?
Pięciominutowa wędrówka w boczną uliczkę. Drżące ręce piszące dramatycznego smsa. Murzynka głaszcząca Paulinę po ramieniu, przekonująca, że będzie dobrze, chociaż dobrze nie może być i nie będzie, Bóg mnie ochusiał, teraz już nawet nie zobaczę telebimu, świetnie, cudownie, extra, dlaczego, ja na to zasługuję, ja byłam pewna, że się dostaniemy, ja to wiedziałam ! Znowu płacz i niedowierzanie.Odwrócenie głowy w prawą stronę. Dziki tłum ruszył. PAULINA, BIEGNIEMY ! Ostatnie 3 metry zostałam praktycznie wniesiona przez ludzi, którzy tak rozpaczliwie pragnęli być bliżej. Spojrzenie na zegarek, pokazujący godzinę dziewiątą.
Zawsze trzeba walczyć do końca i nie poddawać się.
Siedzi we mnie tyle emocji. Łzy znowu pojawiają się w oczach. Weszłyśmy, udało się, nie można wątpić, trzeba wątpić, pół godziny do mszy, a ja nadal nie mogę się uspokoić, siadam, wyciągam książeczkę z przebiegiem mszy po łacinie pożyczoną od prababci, jedzie Benedykt w papa mobile, to naprawdę On ! Nie widzę Go, jest za daleko, patrzę na telebim, zaczyna się, to naprawdę się zaczyna.
Czytanie życiorysu JPII, głupia, czego płaczesz ?! Giovanni Paulo, skandowane przez Włochów, drżące ręce łapią rytm, klasklask klaskklask klask, uśmiech ! Muszę usiąść, nie dam rady, nie śpię od 28 godzin, Pater Noster, tyle razy klepię bez sensu "Bądź wola Twoja" a wcale tego nie chcę, jestem na placu, Pokój z Tobą, Pace, Komunia, do której nie przystąpiłam, koniec.
Próba dostania się do relikwii, nieprzytomni carabinieri nie wiedzą skąd i dokąd, spaaaaaaaaać, nie modlenie się przed relikwiami jest najważniejsze, najważniejsze jest Jego żywe słowo, które mam na półce w domu ...
Kupno pocztówek i zdjęcie zrobione czarnemu kardynałowi, ale on jest piękny!, podróż metrem, pstryknięcie zdjęcia, na którym widać całe zmęczenie, nie śpię od 36 godzin, autokaaaaaaaaar !
Pod koniec dnia, po przespaniu 3 godzin w drodze na nocleg próbuję uświadomić sobie, w czym właściwie wzięłam udział i z przerażeniem odkrywam, że nie pamiętam nawet, o czym była Ewangelia.
|