Gość
heh za x czasu bedzie nawet fajnie
a potam reklama "FURTA POMAGA W PODJECIU DECYJZJI"
ale było by to bardzo miło
Użytkownik
pomysł faktycznie bardzo ciekawy... choć inna sprawa, że chyba łatwiej byłoby zorganizować spotkanie teraz, dla tych które zamierzają iść, niż potem po wstąpieniu... bo wiadomo, że będąc w Zgromadzeniu uczestnictwo w różnych zjazdach itp. jest ograniczone, szczególnie, że niektóre dziewczyny piszą o powołaniu do Zgromadzeń kontemplacyjnych, więc to już zupełnie wyklucza... poza tym jakby na to nie patrzeć, w tej chwili są już osoby, które udzielały się na forum, a w tej chwili są już po wstąpieniu, w tym roku pójdą kolejne: Lusi od września zaczyna postulat, ja od września zaczynam aspirantat (u salezjanek aspirantat trwa rok,a nie tak jak zazwyczaj kilka miesięcy i jest na stałe w określonym domu zakonnym, nie może być domowy), może jeszcze ktoś spośród nas podejmie tą decyzję w tym roku, a jednocześnie na forum wciąż pojawiają się nowe osoby, w związku z czym coraz więcej z nas wogóle nie będzie się znało... ale nie zmienia to faktu, że pomysł ze spotkaniem jest bardzo sympatyczny...
Offline
Gość
tak, fajne by było spotkanie. wiem, że niektórzy z nas chodzą na Piesze Pielgrzymki- w Częstochowie by można się zgadać czy na Lednicy
hmm.. a kto wie, może za te kilka lat niektórzy spotkają się w jednym klasztorze
Użytkownik
Lednica na pewno jest bardziej realna, bo każda pielgrzymka dochodzi do Częstochowy innego dnia, więc ciężko byłoby to zgrac...
Offline
Gość
tak, tak masz rację z tymi różnymi dniami.. nie wzięłam tego pod uwagę, aczkolwiek zawsze można spróbować:)
s. Maksymilla
Wydaje mi się, że to będzie odpowiedni temat na to pytanie.
Macie też tak czasem (a może i często), że chciałybyście po prostu rzucić wszystko i już, teraz, zaraz wstąpić do "Waszego" Zgromadzenia? Albo jak widzicie to Zgromadzenie np. na jakimś większym spotkaniu to serce tak Wam się wyrywa, że najchętniej wróciłybyście z tymi siostrami, a nie do domu?
Z drugiej strony muszę przyznać, że tęsknota jest okropna... Ale na pewno wyjednuje wiele łask.
Bo On jest dobry, bardzo dobry...
Offline
Gość
Tak Sanderko, to co napisałaś chyba większość z nas czuje. Bynajmniej ja mam takie momenty. Pamiętam jak kiedyś miałam taki czas, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić, bo ja chciałam TU I TERAZ. Tak zazdrościłam (ale pozytywnie ) mojej koleżance, która właśnie wstępowała, że nie mogłam usiedzieć na miejscu. Jednak teraz widzę, że (choć wtedy nie było nawet minimalnych szans na wstąpienie, bo przecież byłam młoda. Nie to, że teraz jestem stara , ale miałam wtedy 13 lat) ten czas nie był mi dany na marne. Przez ten czas zmieniło się bardzo wiele. Moje podejście do "tego tematu", sama wiara się też umocniła, choć nie brakowało upadków, to staram się wychodzić z nich silniejsza. Wszystkie te kryzysy wiary, które przeżyłam pozwalają mi wyciągać wnioski. Ten czas był piękny, bo serce wyrywało się, ale i trudny, bo było w nim za mało spokoju, kontemplacji. Ciężko było też zrozumieć "Nie, ty musisz trochę poczekać. Daj sobie czas, a wszystko się ułoży". Jednak i dziś przychodzą takie dni, że chce się rzucić wszystko i już być tam, to staram się czekać cierpliwie. Jeśli ten czas przyniósł tyle owoców, to ten, który mi został, może przynieść ich jeszcze więcej! Wiem ile zależy ode mnie i będę nadal starać się umacniać swoją więź z Jezusem. Tego życzę i Wam. Wytrwałości, ale również cierpliwości.
3majcie się Pana !
Gość
Dokładnie znam te wszystkie uczucia, o których tak pięknie piszecie.... Mimo mojej dość zawiłej historii powoałania i tego jak to Pan Bóg potrafi po swojemu poproawdzić nawet takiego uparciucha jak ja jest ta ogromna tęsknota. U mnie to dość tak dziwnie bo na dobrą sprawę w domu prowincjalnym byłam 3 razy ale wiem że to jest to miejsce i nie chciałam stamtąd wracać na początku nawet nie wiedząc dlaczego... Teraz gdy patrzę z perspektywy na całokształt mojego życia te moment w których juz chciałam wszystko rzucić to widzę wiele mojej niedojrzełości która potrzebowała czasu... To że PAn Bóg naprostował moje powołanie zmienił to co ja sama chciałam sobie układać nie pytając Go o zdanie. Wybrał dla mnie zgromadzenie bym powoli stopniowo odkrywała piekno tego charyzmatu, bym patrzyła głębiej, bym oczyszczała motywacje... ten czas który Pan Bóg daje te momenty gdy chcemy juz wszystko zostawić to Jego dary... Trzeba z tego korzystać. Na dzien dzisiejszy odczuwam ogromną tęsknotę (mimo że mieszkam z siostrami-akademik) odliczam dni do wstąpienia - na chwilę obecna zostało 146dni i 15 godzin
Użytkownik
A myślałam, że to tylko ja mam takiego fioła na tym punkcie, że odliczam dni mi zostało 134 dla mnie też każdy wyjazd do "moich" sióstr wiązał się z tym, że marzyłam o tym żeby jak najbardziej odwlec moment wyjazdu do Lubina... Właśnie - do Lubina... moje takie wewnętrzne nie wiem jak to nazwac - przywiązanie ? do tamtego domu sióstr sprawiało, że nie mogły mi przejśc przez gardło słowa że wracam do domu, bo czułam, że to właśnie tam, u sióstr jest mój dom... dopiero niedawno to się zmieniło... tzn. nadal odjeżdżam stamtąd z wielką tęsknotą, ale mam taki spokój serca, bo czuję się tak, jakbym mogła powiedziec w tamtejszej kaplicy Jezusowi: "niedługo tu wrócę... na dłużej "... a co do tego, co ty piszesz, dzidziuś, też zaczęło się u mnie jak miałam 13 lat i wtedy wydawało mi się że nie wytrzymam tyle czasu... był moment kiedy wymyśliłam sobie, że ucieknę z domu i będę szukac po Polsce Zgromadzenia, które przyjmie mnie w tak młodym wieku na szczęście szybko z tego zrezygnowałam ale dzisiaj widzę jak ogromne owoce przyniósł mi ten czas oczekiwania... choc na początku wydawało mi się, że jak już minie te prawie 6 lat to ja już się tak przygotuję do Zgromadzenia że będę prawie idealna oczywiście nic z tego nie wyszło i wiem że wstępując do Zgromadzenia czeka mnie jeszcze większa praca nad sobą niż dotychczas, ale mimo to nie żałuję tego czekania i wiem że gdybym dziś miała znowu znaleźc się na początku drogi i miała możliwośc wstąpienia od razu, to jednak zdecydowałabym się czekac...
Offline
s. Maksymilla
U mnie jest tak, że zawsze kiedy zaczyna się ta tęsknota (w sensie, że już teraz chcę, bo tęsknie w sumie cały czas) to do tego wszystkiego jakimś cudem wszyscy zaczynają się śmiać (wiecie, głupkowate żarty o przyszłości), że ja to na pewno pójdę do zakonu, że już trzeba dla mnie "wyprawkę" szykować itp. Ale wydaje mi się, że to może też taki znak, że w końcu będę musiała powiedzieć, że ich teraźniejsze żarty już nie będą tylko żartami, ale rzeczywistością.
Tak teraz przeglądnęłam listę kontaktów na GG i natknęłam się na opis znajomej:
"Nie ścigaj się z miłością, zaufaj jej... Niech będzie Twoim gościem, Ty przesuń się, a ona, gdy urośnie, usunie lęk "
Może i nasza miłość musi urosnąć jeszcze bardziej. Z resztą też widzę po sobie, że ten czas czekania jest takim umocnieniem, że ta miłość do Niego staje się co raz większa, bardziej zrozumiała i świadoma. Więc najwidoczniej coś jest w tym opisie
Bo On jest dobry, bardzo dobry...
Offline
Gość
dokładnie, ten opis to dobre podsumowanie moich słów.
Choć i ja i Wy pewnie też macie pełno wątpliwości to trzeba zaufać tej Miłości, a Ona usunie lęk
Gość
Ja mojego Zgromadzenia nie spotykam na większych spotkaniach, albo w ogóle na ulicy, bo to Zgromadzenie klauzurowe. Ale często myślę o nim. Teraz przez Wielki Post nie byłam tam i tym bardziej odczuwam tęsknotę. Ostatnio załatwiałam sobie oświadczenie o stanie zdrowia psychicznym i właśnie jak chodziłam do psychologa to przechodziłam obok mojego przyszłego domu aż się ciepło na sercu robiło
Gość
To tak właśnie działa MIŁOŚĆ. Całe Triduum będąc w mojej parafii myślami błądziłam do klasztornej kaplicy. Przeżywałam wszystko tak jakbym tam właśnie była. Niesamowite uczucie. Zapytałam Mistrzyni czy to normalne : Uśmiechnęła się i powiedziała:"Martwiłabym się gdyby było inaczej"
s. Maksymilla
Lusi napisał:
Zapytałam Mistrzyni czy to normalne : Uśmiechnęła się i powiedziała:"Martwiłabym się gdyby było inaczej"
Dzięki, że to napisałaś
Bo On jest dobry, bardzo dobry...
Offline
Gość
Tak Lusi ja również dziękuję że to napisałaś
Nawet nie macie pojęcia jak bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam życzenia świąteczne od Sióstr
To było niesamowite dostawałam wiele życzeń od różnych ludzi i żadne mnie tak bardzo nie ucieszyły
Florystka
A o mnie "moje"siostry zapomniały.....teraz kiedy tak ich potrzebuję................
Offline
Gość
Takie "zapomnienie" też jest czasem potrzebne... pozwale wiele rzeczy oczyścić, takiego oddechu nabrać... Głowa do góry choćby wszyscy o Tobie zapomnieli Pan Bóg nie zapomni na wieki.
"Albowiem Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad jego biednymi. Mówił Syjon: Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.Albowiem Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad jego biednymi. Mówił Syjon: Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie."
Florystka
Zresztą może to i lepiej,że zapomniały,i tak nie wstąpię w ich szeregi,ani do żadnego innego zgromadzenia.Przepadło,Bóg poddawał mnie próbie i przesadził,odrzuciłam powołanie do zakonu,trochę boli,ale nie znam powodu dla którego miałabym zmienić zdanie(no chyba,że On sam osobiście mnie tam zaprowadzi ;D ;D )
Offline
Gość
Nie ma to jak poprzekomarzać się z Panem Bogiem. On ma swoje sposoby, bo kocha szaleńczą miłością. Nigdy nie jest tak że Pan Bóg daje nam doświadczenia ponad nasze możliwości... ON nas zna po imieniu więc jak może dać nam krzyż którego nie jesteśmy wstanie udźwignąć? Powołanie to bardzo delkikatna sprawa . SPRAWA tylko i wyłaćznie miedzy TOBĄ a BOGIEM. Nikt, żadne zgromadzenie, żaden ksiądz, spowiednik, kierownik, czy ktokolwiek inny choćby nie wiadomo jak mocno i Ciebie i Twoje relacje z Bogiem znał nie wejdzie w to. Bo to jest tylko wasze - Twoje i Boga- skrawek nieba w którym się zanurzasz. Wierzę że odkryjesz swoje miejsce w życiu, swój czas do podięcia decyzji jakakolwiek by ona nie była. Pan Bóg prowadzi i nie pozwoli zginąć "Bożej Owieczce"
s. Maksymilla
Boża owieczka napisał:
Bóg poddawał mnie próbie i przesadził
Bóg nigdy nie daje ciężarów większych od tych, które moglibyśmy udźwignąć. Nam wydaje się czasami, że już nie poniesiemy tego krzyża i upadamy - zupełnie jak Pan Jezus. Ale wtedy potrzeba zawierzenia się jemu. Chrystus wstawał i szedł dalej, a już od nas zależy, czy chcemy się podnieść, czy też nie.
Boża owieczka napisał:
(no chyba,że On sam osobiście mnie tam zaprowadzi ;D ;D )
Ależ On chce Cię prowadzić cały czas, po prostu Ty daj się poprowadzić.
Lusi ma wiele racji w tym, co pisze. Powołanie to sprawa tylko i wyłącznie między Tobą, a Bogiem. Nikt nie jest w stanie wejść dogłębnie w tą relację. Może jedynie pomóc, podpowiedzieć, co robić, ale ostateczna decyzja należy do Ciebie. Ale nie możemy odkryć czegoś, co Ktoś ma nam do przekazania, jeżeli nie będziemy z Nim rozmawiali i współpracowali.
Bo On jest dobry, bardzo dobry...
Offline