Gość
Siostra Urszulanka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ja pamiętam jak będąc jeszcze w postulacie słuchałyśmy konferencji Urszulanki i kobietach o menstruacji, popędzie seksualnym zakochaniu itp. więc jak tylko zobaczyłam Urszulankę w programie to zaraz wiedziałam,że będzie konkretna i dużo wniesie.
Gość
Znam tę Siostrę.. ona dużo robi dobrego w Zgromadzeniu i poza nim
Gość
Myślę, że im mniej sie o tym mówi tym lepiej. Uważam, że powołanie do życia zakonnego to taka ogromna tajemnica, która niewielu zrozumie. Zatem owszem powiedzieć, ale temu komu trzeba - kto pomoże, wesprze, pomoże rozeznać.
Gość
Tak, to prawda. Moja koleżanka zwierzyła się, że myśli o życiu zakonnym innej koleżance i nie wyszło z tego nic dobrego... a wręcz przeciwnie... następnego dnia wiedziło już pół szkoły, a po 2 dniach to już chyba wszyscy... więc uważajmy na to, komu powiemy. Lepiej powiedzieć księdzu z parafii niż jakiejś tam "zaufanej" koleżance.
Gość
Moje towarzystwo w którym na co dzień przebywam nie jest tak blisko związana z kościołem jak ja, i chyba przez to jestem dla nich inna.Bardzo często się z nimi kłóce bo mam inne poglady na świat ale i tak ich bardzo cenie oni zresztą mnie też. bardzo często myślę o życiu zakonnym, moje pragnienie cały czas się rozwija i promieniuje gdzieś tam głęboko w sercu.Nie rozgłaszam tego nawet wśród przyjaciół że mam takie plany bo nigdy nie wiem jaka będzie ich reakcja.
Gość
Akurat napisał:
Nie rozgłaszam tego nawet wśród przyjaciół że mam takie plany bo nigdy nie wiem jaka będzie ich reakcja.
Doskonale Cię rozumiem. Tylko, że ze mną jest tak, że nagle chciałabym wykrzyczec to całemu światu: KOCHAM JEZUSA!
Gość
Ja bym chciała wykrzyczeć nie będąc zauważona, da się ?
Gość
Ja coraz więcej osobom mówię otwarcie
Gość
A ja... wczesniej mówiłam ale teraz...myślę, że zrobiłąbym tak-wyjechała bez pożegnania i żadnych uprzedzeń do zakonu...Bardzo teraz to osobiście przezywam-tak jakby wszystko miało "prysnąć" gdy komos o tym powiem
Ostatnio edytowany przez szukajaca Boga (2009-05-25 16:17:47)
Gość
Ależ Wy szalone jesteście !
Gość
No tak Duch Święty działa!
Kiedyś myślałam, że napiszę list, że wyjechałam do zakonu... tak bez pożegnania. Ale teraz powoli zmieniam zdanie, bo to przecież są moi rodzice, wychowywali mnie przez te wszystkie lata i powinni się dowiedzieć o tym ode mnie, a nie z jakiegoś listu. Więc gdybym miała wstąpić już niedługo zrobiłabym tak:
1. Spakowała swoje rzeczy pod nieobecność rodziców.
2. Powiedziała im o tym, że wstepuje i żeby nawet nie próbowali mnie przekonywac, żebym została, bo zdania nie zmienię.
3. Pożegnała się.
4. Zabrała rzeczy i odjechała
Pewnie z tego mojego planu nic nie wyjdzie XD Ale... dzisiaj bym tak zrobiła
Gość
Ciekawy plan Spryciulo
Moja mamuśka już wie o moich planach
Gość
Szalone
Ja w większości przypadków stawiam rodziców przed faktem dokonanym, czyli oni przeważnie dowiadują się o wszystkim ostatni tak jak ostatnio, kiedy mimo szlabanu wstałam rano, ubrałam się, siadłam na rower i "oddaliłam się w bliżej nieokreślonym kierunku"
dopiero na drugi dzień przy obiedzie zapytał mnie, gdzie ja właściwie byłam
Gość
Owca.. i przyjdzie na to czas Na razie nie masz co mówić bo widzę,żę nie masz pewności .... rozeznawaj
Gość
Ja nie mam jakoś super relacji z Rodzicami, a więc też często dowiadują się czegoś ostatni, co nie znaczy, że tak powinno być.
Gość
Wiecie co, miałam okazję przedwczoraj poznać takiego Bożego szaleńca... opowiem Wam innym razem, a tymczasem wracam do Ciszy Karmelu... jeszcze na parę dni.
Gość
co do planów 'jak powiedzieć rodzicom' to choćby nam się wydawały idealne, będzie i tak jak Pan będzie chciał... co często rozmija się z naszymi planami i marzeniami...
Gość
Wydaje mi się, że do samego powiedzenia o swojej decyzji naszym bliskim trzeba dojrzeć. Trzeba być już pewnym swego powołania, bo wielu być może będzie próbować nas od tego odciągać. Jeżeli chodzi o rodziców – oczywiście nie ma jednej reguły - trzeba ich znać, wiedzieć w jaki sposób to przekazać i kiedy. To zawsze indywidualne przypadki. Są rodzice, którzy potrafią zrozumieć nasze decyzje i je szanują, choć i tak będzie to dla nich trudne do przyjęcia. Są i tacy, którzy będą zabraniać i „wydziwiać”. Powinniśmy się przede wszystkim modlić za nich i zdecydowanie podążać drogą, do której powołuje nas Pan. Prędzej czy później wszyscy się z tym pogodzą, zrozumieją… będzie to dla nich normalne, później będzie to już rzeczywistością.. Będą szczęśliwi, gdy zobaczą jak bardzo ich dziecko, jedyny skarb życia, jest szczęśliwe.
A wracając do tego Bożego szaleńca ;-)
W sobotę w odwiedziny do jednej Siostry, która pochodzi ze Słowacji, przyjechała Mama wraz z dwoma dziewczynami- znajomymi siostry .
Chcę się skupić na jednej z tych właśnie dziewczyn. Na Słowacji wstąpiła do klauzurowego zakonu. Jednak po paru latach, będąc w nowicjacie opuściła wspólnotę, czegoś jej tam brakowało. Choć dalej czuła powołanie do zakonu kontemplacyjnego. Od swojej znajomej Siostry (tej, którą przyjechała odwiedzić) zawsze słyszała jak piękna jest wspólnota w Polsce (Siostra była w tym samym klasztorze na Słowacji, tam złożyła śluby wieczyste, jednak niedawno przeniosła się, za zgodą przełożonych do Polski)… i przyjechała tu, wyjazd wcale nie był planowany, tak przy okazji wolnego miejsca w samochodzie udało jej się „załapać”. Będąc już tu, w tym domu, w tej konkretnej wspólnocie, zdecydowała, że zostaje. Po prostu, od tak! Taka pewność, że to jest TO MIEJSCE. I jej Radość. Matka pozwoliła zostać. Będzie przyjęta do wspólnoty. Dopiero później dała znać Tacie, że zostaje w Polsce, że będzie tu w klasztorze ufając, że rodzice nie będą mieli jej tego za złe, że nie mówiła nic wcześniej… Dla mnie niesamowite. Niestety nie potrafię opisać wszystkiego, co się działo po kolei, ale wiem, że każda droga powołania jest inna. I dla niektórych osób, może wydawać się to złe rozwiązanie, wyjechać i postawić rodziców przed faktem dokonanym, z dala od rodzinnego domu, w obcym kraju, bez pożegnania; jednak pamiętajcie, że każdy jest inny, i Pan dla każdego ma inny plan. Jeszcze bardziej zachwyca mnie postawa jej ojca. Bardzo się ucieszył, że znalazła swój DOM, że jest szczęśliwa, i tylko powiedział, że szkoda, że nie powiedziała wcześniej, bo sam przywiózł by ją tutaj. To postawa ufności wobec najlepszego Boga, który troszczy się o Swoje dzieci. W niej zawsze znajdujemy radość, pomimo, że nieraz jest bardzo trudno.
Proszę o modlitwę za Kasię, ponieważ to dopiero początek jej rozeznawania. Uczy się j.polskiego, czeka ją dużo pracy i wyrzeczeń… Gdybyście widzieli jej Radość…
Pozdrawiam w Panu! +
Gość
Wspaniała ufność Panu Bogu podziwiam ja tak bym nie potrafila ale każdy ma swoją drogę ,a możesz powiedzieć do ktorego zgromadzenia wstąpiła?