Gość
Trochę na naszym forum ten dział jest pokrzywdzony więc postanowiłam stworzyć temat, który od jakiegoś czasu mnie interesuje w rozważaniach czysto teoretycznych.
No własnie, narzeczeństwo- dla jednych to tradycyjne, romantyczne padnięcie na kolana, pierścionek i kwiaty, dla innych- kolejny etap związku.
Jak myslicie, czym różnie się takie "chodzenie ze sobą" od narzeczeństwa? Co jest ważne w tym czasie?
Jestem ciekawa Waszej opinii, sama tez ją chętnie wyrazę ale najpierw chcę poczytać Wasze
Może ktoś natknie się na jakiś ciekawy artykuł czy link- też zachęcam do dzielenia się
O narzeczeństwie kilka słów tutaj: http://adonai.pl/narzeczenstwo/
s. Maksymilla
Wydaje mi się, że chodzenie ze sobą to etap takie poznawania siebie nawzajem, przebywania ze sobą itp. Narzeczeństwo jest już wyrazem takiej akceptacji, zatwierdzenia swojej decyzji. No, a wiadomo - ślubu to już takie "tak" na zawsze i na wieczność
Tak myślę, że to tak jak na drodze zakonnej. Najpierw "chodzimy" z Panem Jezusem, poznajemy Go (kwestia chodzenia ze sobą). Później On staje się naszym Narzeczonym kiedy wstępujemy do Zgromadzenia (kwestia narzeczeństwa), a to trwałe "tak" wypowiadamy przy ślubach wieczystych (kwestia małżeństwa)
Bo On jest dobry, bardzo dobry...
Offline
Gość
sanderko, zgadzam się z Tobą co do porównania na podstawie drogi zakonnej.
a w sensie narzeczeństwa dwojga ludzi... wydaje mi się, że wtedy obydwoje powinni być bardziej dojrzali, bo przecież narzeczeństwo to chyba zobowiązuje trochę. do większego zaufania sobie, na pewno. często w trakcie "chodzenia" poznaje się tą lepszą stronę drugiej osoby. chłopak stara się zainteresować sobą dziewczynę i na odwrót. a podczas narzeczeństwa to chyba powinno się poznawać wady drugiej osoby. chyba trzeba wiedzieć na co się "szykuje" zanim zawrze się związek małżeński tak mi się bynajmniej wydaje
Gość
W moim przekonaniu narzeczeństwo jest takim etapem kiedy zaczyna się mysleć realnie o drugiej osobie- dostrzegamy niedoskonałości, przyzwyczajenia i wiele innych spraw, których wcześniej sie nie dostrzegało. Bywa też tak, że to, co kiedyś wydawało się piękne/fajne/urocze/itp. może okazać się wadą i zaczyna nam przeszkadzać. To czas wzajemnego dopasowywania się pod względem charakteru i wartości, którymi kieruje się druga osoba.
I z pewnością jest to już poważniejsze spojrzenie na życie i duży krok do dalszego, wspólnego zycia... I tu pojawia się ogromne niebezpieczeństwo- często bywa tak, że ludzie odkrywają, że do siebie nie pasują, że cos jest nie tak z tą miłością, ale boją się wycofać. Strach przed samotnością, obawa przed tym "co ludzie powiedzą", jak zareaguje rodzina, że trwają już przygotowania do ślubu (co wiąże sie z kosztami) i że strach przed skrzywdzeniem drugiego człowieka mogą sprawić, że człowiek może zniszczyć życie sobie i drugiej osobie.
Inną rzeczą, która wg. mnie jest strasznym niedociągnięciem w narzeczeństwie jest brak przygotowania do małżeństwa. Kursy są robione "na szybko", przez osoby, które nie zawsze mają przygotowanie...
No może na razie skończę tą pesymistyczną pisaninę
Zastrzegam, że to tylko moja opinia i nie mam na celu zniechęcać do małżeństwa
Użytkownik
Jeśli chodzi o kursy przedmałżeńskie to wszystko zależy od dobrej woli narzeczonych... bo można wybrać kursy w parafii, gdzie bywa i tak, że funkcja księdza ogranicza się do tego, że na każdym spotkaniu włącza trzeszczący, stary magnetofon z nagraną konferencją na temat małżeństwa (oczywiście nie jest to ciekawa, porywająca konferencja w stylu x.Pawlukiewicza, tylko jakieś badziewie )... ale można też zainteresować się kursami prowadzonymi przez duszpasterstwa akademickie w większych miastach... lub pojechać na tzw. dialogi małżeńskie, czyli rekolekcje połączone z kursem przedmałżeńskim (nikt, kto tam był nie chce się przyznać na czym dokładnie to polega, bo to tajemnica, ale wszyscy są zachwyceni i gorąco polecają tą formę)... jeśli ktoś naprawdę chce prawdziwie, sumiennie, po chrześcijańsku przygotować się do małżeństwa, to wystarczy dać coś z siebie i na pewno jest to możliwe
Offline
Gość
Według mnie narzeczeństwo (skoro zaczyna się od tego pierwszego 'tak, wyjdę za Ciebie') jest przede wszystkim taką obietnicą ślubu i całego wspólnego życia.
Będąc ze sobą poznajemy się, uczymy się ze sobą żyć, a skoro się kochamy to i planujemy wspólne życie. Zgadzając się na ślub (czyli zaczynając narzeczeństwo) mówimy: kocham Cię, akceptuję Cię takiego jakim jesteś i mimo Twoich wad chcę Ci kiedyś przyrzec przed Panem, że będę z Tobą do końca.
Oczywiście nie jest tak, że z narzeczeństwa nie da się już wycofać:P
Jednak wydaje mi się, że jeżeli ktoś widząc piękny pierścionek mówi 'tak', myśląc jednocześnie, że może się z tej decyzji łatwo później wymigać - postępuje lekkomyślnie i nieuczciwie względem tej drugiej osoby.
Narzeczeństwo zobowiązuje.
Gość
5 pytań, które warto sobie postawić przed ślubem: http://www.youtube.com/watch?v=9zPaeuSJxVg
A tu kazanie podczas ślubu- zaszokuje lekko ) https://www.youtube.com/watch?v=EsrIpj56dEA
Offline